„Taniec to jest po prostu czad!” – wywiad z Elą Puczyńską

Ela Puczyńska – białostoczanka pełna energii i zapału do działania, znana przede wszystkim z Białostockiego Ośrodka Kultury, gdzie organizuje m.in. Jesień z Bluesem. To właśnie dzięki kontaktom z tą muzyką została niedawno wyróżniona w rankingu „Blues Top” jako osobowość roku, w którym znalazła się na zaszczytnym drugim miejscu!

W rozmowie opowiedziała nam o tym wyróżnieniu oraz o swojej wielkiej pasji, jaką jest taniec. Zapytałyśmy ją także o to, jakie płyty trzyma na swojej półce, dlaczego biega, chociaż tego nie lubi oraz co daje jej morsowanie i czy (jej zdaniem) w Białymstoku dużo się dzieje w dziedzinie kultury.

Przeczytajcie koniecznie nasz wywiad!

W rankingu „Blues Top” czasopisma „Twój Blues” znalazłaś się na drugim miejscu w kategorii „Osobowość roku”, tuż za sławnym Janem Chojnackim. Natomiast za tobą są takie znane osoby jak Ireneusz Dudek, Piotr Baron czy Wojciech Mann! Jest więc czego gratulować! To czytelnicy zgłaszają osoby nominowane. Poinformowano cię o tej nominacji wcześniej, przed ogłoszeniem wyników?

Tak, to czytelnicy sami zgłaszają nominacje, ale nie mamy wcześniej żadnego wglądu do rankingu… Dowiedziałam się o wyróżnieniu dopiero po ogłoszeniu wyników.

Tym większa niespodzianka, prawda?

Tak! Naprawdę się tego nie spodziewałam! Tym bardziej, że to jest kwartalnik ogólnopolski, a więc środowisko ogólnopolskie, nie tylko Białystok… Kto by pomyślał, że także gdzieś tam w Polsce zostałam dostrzeżona?! Ogromne zaskoczenie – nigdy bym się tego nie spodziewała, tym bardziej, że znalazłam się w tym rankingu wśród takich osób! Zawsze się tam pojawiali Chojnacki, Mann, Baron i wiele innych znakomitych osobowości… A teraz ja?! To naprawdę niespodziewane!

Może to dlatego, że w 2016 roku dało się bardziej zauważyć twoją działalność związaną z organizowaniem koncertów bluesowych?

Chyba nie bardziej niż we wcześniejszych latach. Wydaje mi się, że przede wszystkim chodzi o Jesień z Bluesem. Wiadomo, że robię też inne koncerty, ale jednak to Jesień z Bluesem miała tu znaczenie, od kilku lat też się przecież pojawia w tym rankingu. Rok temu odbieraliśmy nagrodę za pierwsze miejsce w kategorii „Wydarzenie roku.”

W tym roku Jesień jest na trzecim miejscu.

Tak. Ale ciągle jesteśmy ważni dla fanów bluesa, myślę więc, że i moje wyróżnienie jest związane z tą imprezą… Przyjeżdża wtedy do Białegostoku bardzo dużo ludzi z całej Polski.

I poznają cię jako organizatora Jesieni? Wychodzisz czasem na scenę?

Nie, nie! Nie pojawiam się na scenie! No raz, podczas jubileuszowej edycji, zostałam wywołana i nawet wtedy publiczność odśpiewała mi „Sto lat”, co było bardzo miłe… Ale to tylko raz. Tak poza tym jako organizatorzy nie pokazujemy się na scenie… Czasem tylko na holach pokazują palcem: „O! To ta!” [śmiech]

Ta, przez którą takie fajne koncerty są w Białymstoku…

No tak… Jeśli się poznajemy z fanami bluesa, to raczej pod sceną albo gdzieś w kuluarach tych wszystkich wydarzeń, podczas nieoficjalnych rozmów.

ela puczynska_fot. Tomasz Pienicki
Ela Puczyńska i Jan Chojnacki. Fot. Tomasz Pienicki

W kwietniu w Chorzowie odbędzie się Gala Blues Top. Spotkasz wtedy wielu innych laureatów rankingu… To będzie jakiś specjalny koncert?

Co roku odbywa się gala wręczenia nagród Blues Top i specjalny koncert „na bazie” muzyków, którzy zostali wyróżnieni w rankingu. Każdy gra ze swoim składem, ale jest też moment wspólnego muzykowania. Oczywiście pojawiają się też inni laureaci: redaktorzy, fotografowie itp.

Jako kierownik w Dziale Programowo-Edukacyjnym Białostockiego Ośrodka Kultury zajmujesz się nie tylko koncertami bluesowymi, ale także innymi wydarzeniami kulturalnymi. Jak oceniasz białostocką sferę kultury? Dużo dzieje się w naszym mieście? Jest w czym wybierać, jeśli chodzi o wydarzenia kulturalne?

Uważam, że naprawdę bardzo dużo rzeczy się dzieje w Białymstoku! I bardzo łatwo uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych – od tych „ludycznych”, po spotkania literackie, wystawy, koncerty… Jest naprawdę masa wydarzeń i grzeszą ci, którzy mówią, że w Białymstoku się nic nie dzieje.

Jasne, że ktoś może powiedzieć „Nie ma koncertu mojego ulubionego zespołu”. Warto jednak dostrzegać, ile innych wydarzeń mamy do wyboru. Począwszy od organizowanych przez instytucje, stowarzyszenia, fundacje, kończąc na tych, które odbywają się w prywatnych klubach. Wystarczy spojrzeć w kalendarz imprez kulturalnych, który wydaje Urząd Miasta. Są tam wydarzenia na stałe wpisane w nasze miasto, ale także nowe, ciekawe imprezy, organizowane przez różne stowarzyszenia. Każdy znajdzie coś dla siebie: i najmłodszy odbiorca i starszy, i nawet ten najstarszy. Wystarczy się tylko rozejrzeć, żeby znaleźć bezpłatną imprezę czy taką za przysłowiowe 5 złotych. Do tego instytucje mają obowiązek stosowania zniżek dla seniorów i posiadaczy Karty Dużej Rodziny.

Żyjemy w dobie Internetu, dzięki któremu chyba łatwo odnaleźć informacje o wydarzeniach kulturalnych? Teraz niemal każda impreza ma swoją stronę na Facebooku.

Oczywiście! Bardzo łatwo wyszukać fajne wydarzenia. Współpracuję z seniorami i wiem, że nawet oni bez problemu odnajdują interesujące ich imprezy, mają założone profile na Facebooku, posługują się mailami. Trzeba być naprawdę opornym na wyjście z domu, żeby marudzić i narzekać, że nic się w naszym mieście nie dzieje. A przecież dzięki transmisjom na żywo już nawet w domu można obejrzeć niektóre koncerty czy inne wydarzenia!

ela puczynska_fot. tomek Pienicki 2
Taniec to zdecydowanie jej żywioł! Fot. Tomasz Pienicki

Czego sama słuchasz na co dzień? Jesteś fanką bluesa, czy w grę wchodzą raczej inne gatunki muzyczne?

Słucham różnej muzyki. Nie jestem osobą, która ma na półce tylko muzykę bluesową, raczej „około bluesową”. Nie jestem zamknięta na jeden gatunek… Pewnie to częściowo z racji tego, że tańczę, w większości do hip hopu czy house’u. Rozstrzał jest szeroki.

Zdradzisz nam swoich ulubionych wykonawców?

Na półce mam pewne płyty, które towarzyszą mi cały czas. Bo bywają też takie, które po jednym sezonie chowam do pudła. Które zostały na stałe? Począwszy od Kabaretu Starszych Panów, Keitha Jarretta, poprzez płytę Maryśki Sadowskiej „Tribute to Komeda”, po Leszka Możdżera… Naprawdę różne.

Wspomniałaś o tańcu. Opowiesz coś więcej o grupie FaFaRaFa, w której tańczysz?

Grupa FaFaRaFa powstała w 2009 roku przy Studiu Działań Kreatywnych. Była to jedna z pierwszych grup tanecznych dla osób w wieku 31+. Ja jestem tam od początku. Od samego początku mamy też młodą instruktorkę, Magdalenę Surwiłło (jest od niektórych z nas prawie 20 lat młodsza!) – kiedy zaczynaliśmy, ona zaczynała studia… Ma mamę w naszym wieku! Zaczęliśmy jako trochę taki eksperyment, nie wiedząc, czy coś z tego wyjdzie. Bo do grupy przyszli różni ludzie – i tacy, którzy wcześniej mieli coś do czynienia z tańcem, i tacy, którzy nigdy wcześniej nie tańczyli.

fafarafa
Zdjęcie z występu grupy FaFaRaFa. Fot. ARTEA

A ty miałaś wcześniej doświadczenia taneczne?

Tańczyłam amatorsko w ognisku baletowym, wieki temu… FaFaRaFa to grupa dla amatorów, więc nawet jeśli ktoś z nas miał wcześniejsze doświadczenia taneczne, to nie były one profesjonalne.

Obecnie trenujemy w Otwartej Przestrzeni Artystycznej ARTEA. Są ukierunkowani głównie na balet, mają naprawdę bardzo dobre grupy baletowe. Ale my – hiphopowcy – też mamy tam swoje miejsce. Trenujemy, ćwiczymy, a później szukamy wydarzeń i miejsc, w które możemy pojechać i się pokazać. Takich imprez nie jest dużo, jeśli chodzi o typ hip hopu, który my reprezentujemy. Kiedyś jeździliśmy na Mistrzostwa Polski i Świata w hip hopie, ale to było takie „federacyjne” tańczenie, nie „streetowe”… Raczej pod szablon i nie miało to związku z prawdziwym ulicznym hip hopem. Zresztą w jury siedziały osoby, które nie miały pojęcia o tym stylu. Ta federacja taneczna rządzi się swoimi prawami i trochę nam to nie grało.

Ale znaleźliście inne przeglądy?

Tak, chociaż takich przeglądów dla ludzi 31+ tańczących hip hop nie jest dużo. W Polsce są to zawody w Pile i w Łomży. Jeździmy tam od kilku lat i chyba trzeba się pochwalić, że cztery lata z rzędu zdobywaliśmy w Pile na „Rytmie Ulicy” pierwsze miejsca! Teraz też się do niego szykujemy, bo zwykle ten festiwal jest w Niedzielę Palmową, a więc wypada w tym roku jakoś na początku kwietnia. Jest tam zawsze mnóstwo fajnych ludzi, świetna atmosfera, energia i naprawdę zawodowe jury, bo przyjeżdżają profesjonaliści, m.in. ze Stanów Zjednoczonych, znający się na tańcach ulicznych. Zależy nam na ocenie właśnie takich ludzi, którzy od dawna w tym siedzą.

To ważna weryfikacja waszych umiejętności.

Tak! Kiedy widzimy takiego jurora ze Stanów, któremu na widok naszego tańca gęba się śmieje i wstaje z miejsca, to wiemy, że to jest ten kierunek i że to, co robimy, jest fajne. Także jedziemy znowu w kwietniu do Piły z ogromną chęcią!

Trzymamy kciuki za kolejny sukces! To chyba dobry moment na pytanie: co daje ci taniec?

Od zawsze czuję, że coś mnie do tańca ciągnie. Najpierw, dawno temu, było to ognisko baletowe, z którym pożegnałam się w liceum. Później na studiach na chwilę powróciłam do tańca, a dokładnie do tańca współczesnego. Ale kiedy zaczęłam w końcu pracę, jakoś nic tanecznego już w moim życiu nie było…

Któregoś dnia koleżanka powiedziała mi: „Słuchaj, powstała taka grupa, chodź, dołącz!” Skusiłam się i znowu zaczęła mi się gęba cieszyć, coś fajnego zaczęło się dziać… Taniec to energia! To po prostu magia! Pot na czole, pot na dupie, często nerwy, że coś nie wychodzi… Bo taniec to też nieustanna nauka. Style takie jak hip hop, house, locking czy ostatnio lite feet były na początku dla nas czymś totalnie abstrakcyjnym… Bo coś tam się kiedyś tańczyło na dyskotekach czy gdzieś indziej, ale przecież nie tego typu tańce… Ludowe albo klasyczne raczej… A tutaj musimy nauczyć się zupełnie nowego ruchu, nowego feelingu itd., itp. No więc często się denerwujemy, że coś nie wychodzi. Kiedy mamy trening o 20:30, przychodzimy wcześniej, żeby coś powtórzyć, wesprzeć się.

Czyli emocje i nowe doświadczenia.

Pewnie! No i radość! Taniec to jest po prostu czad!

Widziałam, że oprócz tańca, jest też bieganie?

Ja nie lubię biegać! [śmiech]. Wszystkim to mówię… Moja koleżanka Marta Rau, z którą razem tańczymy, od jakiegoś czasu biega i rzuciła kiedyś propozycję: „Pobiegnijmy!” – chodziło o jakiś bieg Fundacji „Białystok Biega”. No to pobiegłam. Były już biegi na 5 kilometrów, później sztafeta, w której brałyśmy udział w kilka osób jako grupa FaFaRaFa. Przybiegłyśmy raz ostatnie, w zeszłym roku byłyśmy przedostatnie… Ale liczy się zabawa. Biegałam z Martą w Ogrodniczkach w biegu z przeszkodami „Hero Run” i w „Bizon Run”… Jakoś dajemy radę, jak dobiegniemy do mety, to mamy satysfakcję…

Ela Puczyńska_Fot. Radosław Kamiński _1
Podczas Hero Run 2016. Fot. Radosław Kamiński

„Nie lubię, ale biegam” – nieźle to brzmi!

No tak, taka prawda! [śmiech] Ale lubię morsować!

Świetnie! Opowiadaj!

Morsowanie to dopiero adrenalina i radość!

Należysz do jakiejś zorganizowanej grupy morsów?

Nie. Morsowaniem zaraziła mnie siostra, która jest ratownikiem. Spotykali się w kilka osób, dołączyłam w końcu do nich. Kąpiemy się w zimnej rzece w Nowodworach. Zimą jest całkowicie skuta lodem – żeby wejść do wody trzeba zrobić przerębel, także duża grupa się tam nie zmieści. To jest raczej kameralne, prywatne morsowanie. Ale radość ogromna. Chyba w grudniu czy w styczniu, kiedy był taki siarczysty mróz i słoneczko jednocześnie – to dopiero była przyjemność! Czysta energia, którą czerpiesz z zimnej wody. Na początku najbardziej bałam się rozbierania – że będzie mi tak zimno, że nie dam rady się rozebrać. Ale okazało się, że to żaden problem, naprawdę. Warto spróbować, polecam!

Nie wiem, czy kiedyś się odważę! Na koniec pytanie o Białystok. Lubisz nasze miasto? Dobrze ci się tu mieszka?

Lubię Białystok i dobrze mi się tu mieszka. Nawet dzisiaj rozmawiałam z kolegą o tym, że jestem osobą, która się przyzwyczaja do miejsca i ludzi. Trudno by mi było gdzieś się przenieść…

Czyli nie myślałaś nigdy o zmianie miejsca zamieszkania?

Ostatnio nawet przeszło mi to przez głowę, ale bardziej ze względów ekonomicznych, gospodarczych… Kiedy myślę ogólnie o tym, co się dzieje w Polsce, to przychodzą czasem do głowy takie myśli… Chwila wk***nia na to, co się wyprawia! To tylko wtedy. Bo tak poza tym dobrze mi się żyje w Białymstoku. Moi rodzice przyjechali do miasta spod Białegostoku, więc od zawsze jestem związana z tym miejscem. Tutaj się urodziłam. Rodzina tutaj, edukacja tutaj, przyjaciele tutaj, wszystko mam tutaj. Nawet działka pod Białymstokiem, więc nie muszę daleko jeździć, żeby odpocząć. Wszystko tu jest na miejscu – wokoło jeziora, zalewy, wzgórza, rzeki… O lasach już nie wspomnę! Piękne miejsca!

ela puczynska_Fot. Radosław Kamiński (1)
W czasie biegu ulicznego. Fot. Radosław Kamiński

I kultura też na miejscu.

I kultura też! Oczywiście – zauważam też pewne problemy, choćby ekonomiczne… Ludzie nie mają pracy, uciekają stąd. Młodego człowieka nic tu nie trzyma, chyba że kocha wieś i dla niej chce tu zostać, zaszyć w szałasie pod Białymstokiem… Ale tak poza tym to nie dziwię się, że młodzi stąd uciekają. Chodzi mi chociażby o obecnych studentów… Niby powstają nowe kierunki – fajnie, ale co z tego? Wyprodukujemy absolwentów, ale gdzie oni tutaj znajdą pracę? Moja córka w przyszłym roku będzie zdawać maturę, no i też ma dylemat, co studiować. Jeszcze nie zdecydowała.

Mam nadzieję, że uda jej się podjąć dobrą decyzję i nie będzie musiała kiedyś stąd uciekać… Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za wszystko, czym się zajmujesz!

Dziękuję!