Guest blogging, czyli co można ugrać na gościnnych wpisach?

Blogowanie jeszcze kilka lat temu uważane było za dziecinną modę, która – jak wszystko inne – w końcu przeminie. Choć wciąż nie można tego wykluczyć, stan w którym polska oraz światowa blogosfera się znajduje, jest obecnie nieporównywalnie lepszy. Konferencje, plebiscyty, nowe nisze, kategorie, odwiedziny liczone w setkach tysięcy … Bloger często jest bardziej opiniotwórczy niż prasa z wieloletnimi tradycjami! Jakkolwiek zdecydowana większość blogujących pozycję buduje w oparciu o własną twórczość, coraz częściej wielu z nich sięga także po wsparcie „kolegów i koleżanek z branży”. Zjawisko „guest bloggingu”, czyli po prostu wpisów gościnnych, nie jest wprawdzie żadnym novum, ale dopiero od niedawna zaczęło zataczać tak szerokie kręgi.

Guest blogging, czyli co można ugrać na gościnnych wpisach?

Blogowanie jeszcze kilka lat temu uważane było za dziecinną modę, która – jak wszystko inne – w końcu przeminie. Choć wciąż nie można tego wykluczyć, stan w którym polska oraz światowa blogosfera się znajduje, jest obecnie nieporównywalnie lepszy. Konferencje, plebiscyty, nowe nisze, kategorie, odwiedziny liczone w setkach tysięcy … Bloger często jest bardziej opiniotwórczy niż prasa z wieloletnimi tradycjami! Jakkolwiek zdecydowana większość blogujących pozycję buduje w oparciu o własną twórczość, coraz częściej wielu z nich sięga także po wsparcie „kolegów i koleżanek z branży”. Zjawisko „guest bloggingu”, czyli po prostu wpisów gościnnych, nie jest wprawdzie żadnym novum, ale dopiero od niedawna zaczęło zataczać tak szerokie kręgi.

Udostępnianie swojego miejsca innym na okazjonalne wpisy nie jest samo w sobie niczym złym czy też negatywnym. Należy jednak pamiętać, by do całej sprawy podejść z głową i ze zdrowym rozsądkiem – bez odpowiedniej ostrożności, może się okazać, iż na postowaniu cudzych treści więcej stracimy niż zyskamy. Przede wszystkim, należy mieć na uwadze fakt, iż czytelnicy odwiedzają danego bloga dla tekstów pisanych przez jego właściciela. Gdyby chcieli czytać kogoś innego, kliknęliby na inny adres. To on swoim warsztatem literackim, lekkością pióra i ciekawymi tematami sprawił, że zebrała się wokół niego jakaś grupa osób, którzy z zainteresowaniem śledzą kolejne wpisy. Sytuacja, w której czytelnik wchodzi na stronę i nie zastaje po dłuższym czasie nowego, interesującego wpisu – choć godna potępienia – jest w pewnych przypadkach dopuszczalna. Jeśli jednak zyskamy już odwiedzającego, a ten w miejscu naszych notek ujrzy same gościnne treści, to możemy być pewni, iż nigdy więcej go nie ujrzymy. I to nawet jeśli obce wpisy, które umieściliśmy, są naprawdę wartościowe! W większości przypadków, osoba czytająca nie odnajdzie tego 'pazura’, dla którego zaczęła regularnie czytać twórczość danego autora, a to skutecznie zniechęca do dalszego zaglądania pod naszą domenę.

Należy również pamiętać, iż zezwalając na gościnny wpis, bierzemy za niego (i za całą jego treść) odpowiedzialność. Może zdarzyć się tak, że pomimo zapewnień autora, tekst zawiera przekłamania, nieprawdziwe informacje, a czasami i niczym niepoparte oszczerstwa – na przykład w momencie recenzowania albo oceniania danej marki, produktu, sposobu działalności jakiegoś przedsiębiorstwa. W myśl znanej zasady, jakoby w internecie nic nie ginęło … istnieje duże prawdopodobieństwo, że ta wpadka zostanie nam wytknięta w najmniej sprzyjających okolicznościach. Znany bloger – niejaki Kominek, w swojej książce pt. „Bloger”, w rozdziale „Czym chata bogata – Komu pozwalać na wpisy gościnne?” pisze następująco:

„Jeśli przyjdzie do ciebie facet i powie: „jestem jedyną osobą, która była na Księżycu”, bierz go w ciemno. Tylko na wszelki wypadek sprawdź, czy facet nie ściemnia, bo błąd gościnnego blogera idzie na twoje konto. Niestety.”

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że zjawisko obcych wpisów ma także mnóstwo pozytywnych odcieni. Przy umiejętnym działaniu, bloger jest w stanie z guest bloggingu wyciągnąć wszystko to, co najlepsze i przekuć w wartość dodaną dla swojej strony. Tak zwane występy gościnne pozwalają na zwiększony przepływ czytelników – chociażby z witryny autora, którego postanowiliśmy opublikować. Powiększa się liczba odsłon, polubień, komentarzy, a wszystko to przekłada się na zwielokrotniony ruch i lepsze statystyki odnośnie unikalnych użytkowników (można to monitorować za pomocą takiego narzędzia, jak np. Google Analytics). O tym jak istotne bywają dane tego typu, doskonale wie każdy, kto chociaż raz miał do czynienia z reklamodawcami poszukującymi w Internecie odpowiedniego kanału dla swojego przekazu. Lepsze statystyki wpływają na możliwość uzyskania korzystniejszych warunków finansowych, które wynikałyby z takiej współpracy … A to niekiedy gra o naprawdę potężne pieniądze.

Gościnne wpisy na blogu pozwalają również na zwiększenie różnorodności samej strony. Przy racjonalnym dawkowaniu treści tego typu, właściciel jest w stanie stworzyć regularny cykl (np. jeden wpis na miesiąc), który sprawi, że blog nie będzie męczył i odstraszał czytelników monotonią, a wręcz przeciwnie – utwierdzał w chęci dalszego czytania. W wielu przypadkach przyciąga dzięki temu nawet nowych obserwatorów, którzy zostają „na stałe!” Warto też dodać, iż taka kooperacja, to również idealna okazja na pozyskanie nowych kontaktów, które mogą zaprocentować w przyszłości. Stają się one tym cenniejsze, im bardziej rozpoznawalna jest druga strona w Sieci … Lub ma przynajmniej potencjał do tego, aby znaleźć się na szczycie w swojej niszy.

Jeżeli to my rozdajemy w branży karty – w potencjalnych współpracownikach możemy przebierać do woli i znalezienie odpowiedniego nie powinno stanowić większego problemu. Jeśli jednak wciąż pozostajemy na obrzeżach blogosfery i dopiero zaczynamy swoją przygodę z regularnym publikowaniem – trzeba będzie w cały proces włożyć odrobinę więcej wysiłku. Szukanie wartościowych partnerów, którzy zgodzą się na wymianę wpisów, to niekiedy istna droga przez mękę i choć na końcu tej niełatwej ścieżki może czekać na nas wspaniała nagroda … to znacznie częściej po prostu się rozczarujemy. Aby uniknąć natłoku podobnych sytuacji, jedyną dobrą radą jest zachowanie rozsądku – nawet jeśli ktoś na pierwszy rzut oka wydaje się utalentowanym pisarzem, warto przyjrzeć się jego działalności w nieco dłuższym okresie. Choć merytoryczna weryfikacja nie zawsze będzie możliwa, wystarczy uważnie poczytać komentarze pod postami danego blogera, aby dowiedzieć się czy jest w stanie wnieść coś wartościowego na naszą stronę. Jeżeli mamy jakiekolwiek wątpliwości – od razu najlepiej sobie odpuścić. Potencjalne szkody, jakie może wyrządzić nam niekompetentny wpis gościnny, zdecydowanie przewyższają ewentualne korzyści.

Guest blogging może być źródłem wielu inspiracji, szansą na poszerzenie własnej działalności, a także świetną okazją do nawiązania wartościowych kontaktów. Nigdy nie wolno jednak przesadzać z ilością gościnnych wpisów! Każdy bloger (bez względu czy to osoba prywatna czy też firma) powinien pamiętać o najważniejszej dla niego sprawie – 'to ja jestem esencją tego miejsca, to dla mnie i dla moich tekstów ludzie decydują się na odwiedziny i to mnie czytają’. Oryginalny autor jest najważniejszym, najjaśniejszym punktem swojego bloga i nie może pozwolić na to, aby pierwsze skrzypce na jego stronie zaczęli odgrywać obcy twórcy. Straci na tym nie tylko swoją wiarygodność oraz autorytet, ale także i najwierniejszych czytelników. A to w końcu oni stanowią o jego największej sile.

 

Agencja Interaktywna
Grupa TENSE – pozycjonowanie stron