Czy czeka nas kolejna fala podwyżek cen mąki i chleba?


Zdjęcie autorstwa Alex Pinheiro z Pexels

W drugiej połowie sierpnia tego roku, tuż po żniwach, notowania cen pszenicy na giełdzie Matif przebiły poziom 250 EUR/t, w Polsce w tym czasie płacono za pszenicę konsumpcyjną powyżej 1050 PLN/t. To były poziomy o ponad 35% wyższe niż rok wcześniej. Było jasne, że tak wysoki wzrost cen ziarna musi się przełożyć na znaczne podwyżki cen mąki, chleba i innych wyrobów zbożowo-mącznych. W drugiej połowie września, jak i w październiku, wyższe ceny mąki czy chleba stały się faktem. Czy można liczyć na stabilizację cen?

– Zdecydowanie nie. W ostatnich 2 miesiącach pszenica ponownie podrożała na giełdzie, to wzrost o przeszło 35 EUR/t, a jej cena 1 listopada przekroczyła 290  EUR zaś w Polsce dobrze ponad 1200 PLN – odpowiada Krzysztof Gwiazda, Prezes Zarządu Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Zbożowo-Młynarskiego.

Ceny pszenicy osiągnęły rekordowe poziomy, nigdy wcześniej w Polsce nie notowane. A przecież pszenica stanowi nawet 80% kosztów produkcji. To oznacza, że czeka nas kolejna fala podwyżek cen mąki, chleba, makaronów czy innych wyrobów, które powstają z mąki.  Stanie się to najprawdopodobniej jeszcze przed końcem roku.

Niska podaż 

Nowym elementem w aktualnej sytuacji rynkowej, jest bardzo niska podaż ziarna. Producenci wstrzymują się ze sprzedażą pszenicy czy żyta, licząc na dalsze wzrosty cen. Ograniczenie sprzedaży dotyczy wszystkich kanałów zbytu: na eksport, do młynów czy mieszalni pasz. Te decyzje są tłumaczone dramatycznymi podwyżkami cen nawozów, energii czy paliwa.

Ceny proponowane rolnikom przez polskich przetwórców przewyższają dziś te kwotowane przez eksporterów (uwzględniając znacznie wyższe koszty transportu do portów i/lub Niemiec niż do lokalnego młyna). Nie powoduje to jednak zwiększenia sprzedaży do młynów. Utrzymujący się brak podaży doprowadzi do kolejnej fali podwyżek cen ziarna, a następnie mąki i pieczywa – mówi Krzysztof Gwiazda.

Branża młynarska wskazuje także na inne, niż drożejąca nieustannie pszenica, czynniki, które skumulowane wpływają istotnie na wzrost cen mąki. To dramatycznie rosnące koszty energii, transportu oraz zwiększone koszty pracownicze.

Energia

Zgodnie z notowaniami na Towarowej Giełdzie Energii, we wrześniu bieżącego roku prąd podrożał o 90% w porównaniu do września zeszłego roku. Należy podkreślić, że przedsiębiorstwa podpisują umowy na dostawę energii na dłuższe okresy i w indywidualnych cyklach. Zawarte wcześniej umowy z stopniowo wygasają, a w nowych kontraktach cena gwałtownie rośnie. Tak więc te drastyczne podwyżki dotykają firmy w różnym czasie, ale są nieuchronne.

Do tego dochodzą podwyżki opłat stałych związanych z dostawą energii czy wprowadzona w tym roku tzw. opłata mocowa. W młynarstwie prąd to 3-4% kosztów wyprodukowania mąki. Wydaje się niedużo, ale przy wzroście cen energii o 100% zaczyna to być istotne. Szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę, że marżowość w tym przemyśle jest na poziomie kilku procent.

Transport i koszty pracy

Wielkość kosztów transportu w strukturze wydatków poszczególnych firm młynarskich różni się, ale  można przyjąć, że lokuje się w przedziale 4-7% całości kosztów. Młynarze szacują, iż w okresie ostatniego roku wydatki na transport (własny i wynajmowany w różnych proporcjach w zależności od firmy) zwiększyły się o 50%.

– Oprócz rosnących kosztów paliwa należy także wziąć pod uwagę wyższe koszty ubezpieczenia czy dotkliwe braki kierowców, co ma zasadniczy wpływ na konieczność podwyżek wynagrodzeń i przekłada się na stawki kwotowane przez przewoźników – mówi Krzysztof Gwiazda.

Rosnąca z każdym miesiącem inflacja powoduje coraz silniejsze oczekiwania podwyżek płac ze strony pracowników. Fundusz płac i inne koszty pracownicze w branży młynarskiej są szacowane w granicach 4-6% całości kosztów działalności. Zwiększenie wynagrodzeń to kolejny istotny element kosztowy, którego nie sposób pominąć.

Jednym słowem – w najbliższych miesiącach ceny mąki i wszystkich produktów, które powstają przy jej udziale na pewno wzrosną i to sporo. Może warto przed Bożym Narodzeniem zrobić małe zapasy?