Doceniam wkład pracy znajomych, którzy chwalą się w mediach społecznościowych swoimi oryginalnymi kostiumami z halloweenowych imprez, a ich dzieci – słodka mała diablica czy inny pyzaty duszek – naprawdę mi się w tych strojach podobają.
Halloweenowe przebrania bywają zabawne. Dynie z wyciętymi twarzami są urocze w swej straszności.
Dlaczego więc nie obchodzimy w domu Halloween?
Już drugi raz muszę tłumaczyć to swojej córce. Odkąd w zeszłym roku jako trzylatka zaczęła zauważać różne tradycje widoczne w przestrzeni miejskiej, a bardziej nawet konsumenckiej (czyt. galerie handlowe), owe tradycje zaczęły się jej również podobać. I o ile jej zachwyt nad bożonarodzeniowymi czy wielkanocnymi dekoracjami chętnie podzielam, to podniecanie się Halloween zwyczajnie mnie irytuje.
Nie denerwuję się jednak na nią, a na powszechną amerykanizację życia. Wystarczy już, że św. Mikołaj wygląda jak z reklamy Coca-Coli. Pokochaliśmy fast foody i muzykę pop – ok, okazały się uniwersalne. Ale Halloween? Jedno z „flagowych” świąt Amerykanów?
Trochę historii
Dlaczego nie piszę „amerykańskie”? Bo Halloween wywodzi się z celtyckiego święta Samhain, które było obchodzone w nocy z 31 października na 1 listopada. Celtowie czcili wtedy duchy przodków i wierzyli, że tej nocy zaciera się granica między światem żywych a umarłych. Przy pomocy przebrań i masek odstraszali złe duchy, a dobre duchy przodków zapraszali do domów. Palili latarnie i ogniska, wokół których urządzali tańce śmierci. Najprawdopodobniej składali też ofiary.
Te pogańskie święto w IX wieku zaczęło być wypierane za sprawą chrześcijaństwa przez Wszystkich Świętych (właśnie wtedy przeniesiono Dzień Wszystkich Świętych z maja na 1 listopada). Od XIV wieku wprowadzono Wigilię Wszystkich Świętych (w krajach anglojęzycznych zwaną „All Hallows’ Eve”), kiedy to Kościół nakazał modlić się za zmarłych do wszystkich świętych. Od XVII wieku w Irlandii niektórzy zaczęli wracać do dawnych pogańskich zwyczajów, a All Hallows’ Eve z czasem skrócono do nazwy „Halloween”.
Dopiero w XIX wieku Halloween zaczęło być popularne w Stanach, co stało się za sprawą właśnie irlandzkich emigrantów.
Święto nie jest więc amerykańskie, ale Amerykanie je pokochali i po swojemu zamerykanizowali. Ich przebieranki więcej mają obecnie wspólnego z popkulturą niż dawnymi pogańskimi zwyczajami, a „cukierek albo psikus” ma się tak do celtyckiego tańca śmierci przy ognisku, jak Arka Noego do Acid Drinkers.
Nie krytykuję ich święta – nabrało pewnej atrakcyjnej formy i jest przez nich kultywowane – świetnie. Jednak dzięki globalizacji i modzie na amerykańskość dotarło również do Europy, w tym do Polski.
Tylko dlaczego – pytam – mamy obchodzić nie swoje święto?
My w tym czasie mamy piękne Święto Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. Oba pełne zadumy, światła i nostalgii. O wiele mniej skomercjalizowane niż Halloween (chociaż i tu szał zniczowo-chryzantemowy bywa niekiedy przesadny).
Jeśli ktoś tęskni za pogańskimi obyczajami lub nie po drodze mu z Kościołem, to może wskrzesić Dziady – nasze słowiańskie obrzędy związane z przywoływaniem duchów. Ciężko będzie, bo o ile Halloween ewoluowało ze starodawnego, nieco dzikiego święta Samhain do radosnego, psotnego Halloween, to Dziadów nikt nie zdołał przemienić w wesołe biesiadowanie z duchami. Może szkoda?
Niektórzy śmieją się z prób organizowania w szkołach czy przykościelnych świetlicach balów Wszystkich Świętych. Że to taka nieudolna próba naśladowania przebieranek z okazji Halloween, by dzieci od tego amerykańskiego święta odciągnąć.
Ja bym się nie śmiała. Wciąż będzie to bliższe naszym listopadowym świętom niż Halloween.
Dlatego właśnie nie będziemy organizować w domu Halloween. Bo bliższy jest mi Dzień Wszystkich Świętych i wspomnienie zmarłych. Zamiast dyni, wolę drążyć temat Zaduszek, pokazywać córce piękno rozświetlonych zniczami cmentarzy i rozmawiać o jej zmarłym pradziadku.
Smutno mi trochę, że atrakcyjne wizualnie Halloween wygrywa na razie u mojej córki z nostalgicznymi Zaduszkami.
Ale wiem, że gdy podrośnie i pewnie w końcu w szkole czy u koleżanek będzie się przebierała za duchy czy robiła dyniowe latarnie, to ja wciąż będę jej przypominać, że to nie nasze święto. A po odwiedzeniu cmentarzy zaproponuję wspólną lekturę drugiej części „Dziadów”.
Źródło informacji o święcie Samhain: https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com/2015/10/31/samhain-historia-prawdziwego-halloween/