Niedawno odbył się w Białymstoku Tydzień Promocji Karmienia Piersią. Miał na celu nie tyle promowanie samego sposobu karmienia, co oswajanie społeczeństwa z widokiem karmiącej piersią mamy.
Nie od dziś wiadomo, że mleko matki to najlepszy pokarm dla dziecka. Dlatego zastanawia mnie, czemu wciąż tak wiele osób bulwersuje widok kobiety karmiącej piersią w miejscu publicznym? Gdyby taka mama wyciągnęła w parku butelkę z mlekiem nikt nie zwróciły na to uwagi. Ale już na kobietę, trzymającą dziecko przy piersi, niektórzy patrzą co najmniej jak na kosmitę. A przecież to zupełnie zwyczajna czynność: dziecko jest głodne, więc trzeba je nakarmić. Ot i tyle. Czym tu się bulwersować?
Niby to oczywiste i proste. A jednak w wielu osobach publiczne karmienie piersią wzbudza niesmak, zdziwienie czy zmieszanie. I chociaż jestem zwolenniczką karmienia piersią również w miejscu publicznym, to tak naprawdę trochę rozumiem te osoby, bo ich reakcje wynikają z naszego kulturowego tabu dotyczącego nagości. Kobiece piersi to przecież taka intymna sprawa, wzbudzająca na dodatek erotyczne skojarzenia. No bo jak to? Przecież to prawie cała pierś na wierzchu! Jak się tak można obnażać w miejscu publicznym?! Przecież są tu starsze dzieci, zaraz zaczną zadawać niewygodne pytania! – takie myśli niejednemu przemkną przez głowę, kiedy zobaczy matkę karmiącą piersią w parku, w urzędzie czy w restauracji.
Głównie ze względu na takie podejście przez pierwsze miesiące życia naszej córki planowałam wszelkie wyjścia na miasto czy spacery po parku tak, by zdążyć wrócić do domu na kolejne karmienie. Zwyczajnie wstydziłam się karmić w miejscu publicznym, uważałam to za niezwykle intymną sprawę i podziwiałam inne karmiące publicznie matki za odwagę. Do czasu jednak – kiedy nadeszły upały i córka domagała się piersi prawie co godzinę (była po prostu spragniona), musiałam wybierać: albo zacznę karmić w każdym miejscu, gdzie zajdzie taka potrzeba, albo będę ograniczała swoje wyjścia na ławkę pod blok. Nie chciałam dusić się w domu, więc w końcu się przełamałam i okazało się, że karmienie w przestrzeni miejskiej nie jest takie straszne. A z ciekawskimi czy zniesmaczonymi spojrzeniami można poradzić sobie, zakrywając się pieluszką czy odchodząc w bardziej ustronne miejsce.
Są jednak matki, którym karmienie piersią wydaje się tak naturalne, że nie zastanawiają się, czy ta czynność może kogoś zmieszać. Ostatnio mój mąż, będąc z córką w parku, spotkał dawno niewidzianą znajomą. Ona także była z córką, trochę młodszą niż nasza. Dziecko było zmęczone i trzymane przez mamę na rękach wyraźnie domagało się piersi, dobierając się do jej dekoltu. W pewnym momencie zniecierpliwiona koleżanka, wciąż rozmawiając z moim mężem, odsłoniła pierś i dała córce się napić. Mąż – totalnie zaskoczony i zmieszany, nie wiedział „gdzie wsadzić oczy”, gdy tymczasem dla niej było to tak naturalne jak podrapanie się po uchu. A przecież nieprzygotowany na taką sytuację facet, który rozmawia z dawno niewidzianą kobietą może czuć się trochę nieswojo, kiedy ta odsłania nagle fragment piersi…
I właśnie przez zrozumienie takiego zażenowania jestem zwolenniczką karmienia piersią w miejscach publicznych, ale w nieco bardziej dyskretny sposób. To, co dla matki karmiącej jest zupełnie normalne i odruchowe (przecież koleżanka na pewno nie miała zamiaru sprawić, by mąż poczuł się zażenowany), może kogoś zmieszać czy onieśmielić. Dlatego karmmy swoje dzieci w parku, restauracji czy gdziekolwiek indziej, ale bez zbędnej ostentacji. Wystarczy się odwrócić, zasłonić pieluszką czy kocykiem. To wymaga niewiele wysiłku, a możemy zaoszczędzić komuś powodów do (równie zbędnego) gadania.
Buhasia