Po rozstaniu z facetem, z którym kiedyś myślałam, że spędzę resztę swojego życia, na mojej drodze zaczęły stawać kobiety, których historie i przeżycia były tak niesamowicie podobne do moich, że aż niewiarygodne. Gdzieś tam w nas, prawdopodobnie w drugim chromosomie X, ukryty został gen, który roboczo nazwę “ Dam sobie radę”.
Natura, prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że to my mamy rodzić dzieci, obdarzyła nas niesamowitą siłą, która wybucha w nas eksplozją bomby atomowej w momentach kryzysu. Cała ta wyzwolona energia, zostaje przez gatunek żeński sfokusowana na dążeniu do celu, ustalaniu planów awaryjnych, analizie przebiegu zdarzeń i takich tam różnych.
Jesteśmy silne. Psychicznie nie do złamania. I tu nie chodzi nawet o same związki i ich rozpady, ale o wszystkie aspekty, które mniej lub bardziej wiążą się z przewróceniem naszego życia o 180 stopni.
Załamka
Na początku jest ciężko. Ryk, wycie, godziny przegadane z najlepszą przyjaciółką, mamą, kumplem ( uwięzionym w strefie friendzone), menelem w parku, czy starszą panią przypadkiem zagadnięta na dworcu. Pierwszym etapem zawsze jest wyrzucenie z siebie całego tego syfu, który zaśmieca nas od środka. Jak już nam się uda to wszystko wywalić, to dopiero możemy na wszystko spojrzeć z boku.
No proszę jakie piękne dzieło! Taki glut, jak cementowo – butelkowa instalacja artystyczna, oprószona zielonkawymi mchami. Na koniec artystka musi już tylko wyrzygać na to cudo odrobinę swojej żółci, czemu sprzyja oczywiście stan upojenia alkoholowego. Tak więc pijemy. Wino, wódka, rum, czy też tequila, której już sama nazwa wskazuje na oczyszczające właściwości o charakterze terapii psychologicznej.
No i po tym całym cyrku, który czyni z nas pępek nieszczęsnego świata, zaczynają do nas dochodzić pewne rzeczy…że wcale nam się nie podoba to, że my ciągle zapieprzamy jak dziki bóbr, a ta druga osoba nigdy nie jest szczęśliwa, niezależnie jak dużo dla niej zrobimy… że nie mamy ochoty ciągle udawać przed własnymi rodzicami, że wszystko jest ok, tylko po to, by mieć święty spokój i móc kontynuować znienawidzoną rutynę, graniczącą z oddziałem geriatrycznym… że jeśli coś się w życu wydarzy, typu dziecko, choroba i te inne, to przecież zostaniemy z tym same, bo na niego nie ma co liczyć…I jak już to wszystko do nas dojdzie, to włączamy planowanie i przechodzimy w system decyzyjny.
Załamka w zależności od kobiety może trwać dłużej lub krócej. Z doświadczenia powiem, że im dalej od źródła stresu tym szybciej się kurujemy. Kobieta jest wtedy jak czarna dziura zasysająca całą pozytywną energię, która się obok niej pojawi. I niczym akumulatorki, czy też małe elektrownie ładujemy się tą energią i napędzamy się do wytwarzania nowej.
Tak więc krótki rachunek – otaczajmy się pozytywnymi ludźmi, a nie jetrzącymi marudami. Zawsze pojawi się jakiś genialny doradca, nieważne jakiej płci, który zasugeruje, że przecież mogłyśmy to przetrwać, bo jeśli by nam się udało, to teraz śmigałybyśmy z obrączką na palcu i brzuszkiem ciążowym, realizując tym samym idyllę o szczęśliwej rodzinie.
A dupa tam szczęśliwej. Wszyscy wiemy jak to wygląda. Jeśli kobieta zbyt długo przebywa w toksycznej relacji, to albo popada w depresję, albo jakieś inne stany nerwowe, które w dalszym etapie przy akompaniamencie słów partnera “ Tobie odbija, jesteś pieprzoną wariatką”, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mogą się stać prawdą.
Gatunek żeński ze względu na to jak został ukształtowany przez rodzinę i społeczeństwo pozwala obciążać się coraz to nowymi obowiązkami i oczekiwaniami. W momencie załamki, kiedy decyzje zostały już podjęte, odcinamy się od tego czego nauczyłyśmy się do tej pory. Patrzymy w lustro i prawdopodobnie po raz pierwszy zauważamy siebie.
Halo! To ja!
Teraz to ja jestem tutaj najważniejsza. Wstaję i nie pytam, czego byś się napił, co zjadłbyś na śniadanie… Kurwa cokolwiek. Wstaję i jak mam na coś ochotę, to wiem, że to zrobię. I tak 3 dni po zerwaniu z pierwszą miłością mojego życia, spakowałam torebkę i namiot, i pojechałam na Woodstock. Cudowne 3 dni spędzone w lesie ze znajomymi i nieznajomymi uświadomiły mi dobitnie jak wielu rzeczy, które zawsze chciałam zrobić, nie robiłam ze względu na tę drugą osobę.
Szaleństwo, ekstaza, dopamina, endorfina, błoto , wieczory spędzone albo na tańcu, albo na śpiewaniu z nieznajomymi. Nie, nie byłam pijana. Powiedziałam sobie, ze nie jadę tam pić. Potrzebowałam żeby mój umysł był tak cholernie trzeźwy, żeby odbierał każdy jebany gwizd ptaka, szum liści i każdy bas płynacy ze wszystkich scen. Wróciłam silniejsza niż kiedykolwiek, z głową pełną marzeń o których zdążyłam juz zapomnieć, że kiedykolwiek istniały.
I takie właśnie jesteśmy. Jeśli znajdziemy w sobie tę siłę i odblokujemy gen dawania sobie rady, to jesteśmy w stanie pozabijać siłą wybuchu wszelkie lęki i niepewności, które w nas kiedykolwiek były. Jedni nazywają mnie szaloną, inni po prostu szczęsliwą. Wszyscy mają rację. Ktoś, kogo świat bardzo długo był zawężony i mógł na niego patrzeć tylko przez jebaną dziurkę od klucza, może oszaleć ze szczęścia gdy zda sobie sprawę jak wiele do zaoferowania ma życie.
W tej fazie kobieta analizuje z dokładnością niemieckiego inżyniera, czego chce od życia, jak to osiągnąć, co chce zobaczyć, zwiedzić, poznać… Rozwijamy się i to cholernie szybko.
Pułapka oczekiwań
Załóżmy, że poradziłyśmy sobie z tym całym zamieszaniem wybuchu bomby atomowej w naszym życiu. Jak uniknąć choroby popromiennej? No właśnie. Ego nadyma się do rozmiarów tyłka Kim Kardashian, zaczynamy spamować facebooka porannymi sesjami zdjęciowymi, widokiem naszego tyłka w legginsach, fotkami stóp na urlopie, czy też niezawodnymi cyckami.
To jest normalne. Taki znak naszych czasów, więc nie ma się co załamywać. W tym okresie po prostu potrzebujemy uwagi i kochane panie, zdecydowanie na nią zasługujemy. Słuchając historii moich koleżanek, stwierdzam, że raz do roku powinna odbywać się gala wręczenia statuetek “ Kobieta roku “. Wszystkie kobiety, które zmieniły na facebooku status na “ Wolna” powinny zostać przeanalizowane pod kątem rozwoju osobowości, ilości i różnorodności wrzucanych zdjęć. Uwierzcie mi. Znajdziecie tam zdjęcia z dalekich podróży, szalonych festiwali, imprez charytatywnych, wolontariatów… Każda z nas ma w sobie cząstkę superbohaterki. Naszą supermocą jest to, ze zwasze dajemy sobie radę.
Czego zatem należy się obawiać? Na pewno wzrosna nasze oczekiwania względem facetów. Teraz nie wystarczy, że on pracuje i ma inne imie niż nasz ex. Szukamy wyzwań, facetów z pasjami, totalnie odjechanych , zakręconych, albo statecznych ogarniętych życiowo i takich, którzy wzbudzają szacunek.
Nie ukrywam. Nasze oczekiwania to pułapka, w którą same się ładujemy. Po raz kolejny tworzymy księcia, faceta, który nie istnieje, z torsem Gerarda Butlera, twarzą Maddsa Mikkelsena, osobowością Johnego Deppa i czymś tam jeszcze odnalezionym w namiętnie mrocznych meandrach umysłu. Tak więc, jak już nam przejdzie ta faza wojowniczej księżniczki wszechświata (a w sumie to szkoda gdyby miała przechodzić), to do tematu facetów podejdźmy na spokojnie. Problem nie leży bowiem w tym, że następni faceci są „niewłaściwi”, przynajmniej nie zawsze. Problem leży w tym, że my mimo wielu męskich starań nie umiemy im już zaufać. Na koniec chciałabym dodać cytat z „Bridget Jones”. Co moja ukochana postać odpowiedziała na pytanie o to, dlaczego jest tyle wolnych kobiet po trzydziestce ? „Nie wiem, może pod ubraniami mają ciało pokryte łuską.”
Marta Chmielińska Artykuł przygotowany został przez autorkę bloga nicnazawsze.blogujaca.pl, wszelkie sformułowania będące podsumowaniem jej toku myślenia dotyczącego wybranego tematu mogą mieć chrakter sarkastyczny. nicnazawsze.blogujaca.pl |