W dobie tak daleko idącego konsumpcjonizmu, półek sklepowych uginających się pod ciężarem różnorodnych produktów, promocji, które kuszą i mamią, neuromarketingu, sięgającego w głąb naszego organizmu, nieśmiało z małego nasionka wykluwa się w społeczeństwie moda na handmade.
Być może to przesycenie szeroko pojętą globalizacją, powoli obserwowana utrata tożsamości narodowej, lokalnej i regionalnej, czasy mody unisex oraz „rozmiaru uniwersalnego”, a może prozaiczne momenty, kiedy spotykamy osoby w identycznych ubraniach, biżuterii itp., prozaiczna utrata indywidualizmu osobowości, zatracanie cech indywidualizujących naszą egzystencję – to jedne z przyczyn mody na handmade? Okazuje się bowiem, że nie potrzeba wiele, aby wyglądać wyjątkowo, a także aby niepowtarzalnie wyglądało nasze otoczenie – trochę kreatywności, odrobina silnej woli, być może cierpliwości i wytrwałości, podstawowe narzędzia dostępne w każdym domu a nawet brak narzędzi – zróbmy coś z niczego!
I nie chodzi tu bynajmniej o powrót do zamierzchłych epok. Dzisiejsze manufaktury mają jak najbardziej współczesny wymiar. Rękodzielnictwo jest pełne kreatywnych, pomysłowych osób. Mnożą się mikrofirmy jednoosobowe, z domowym warsztatem, pieczołowicie opracowujące każdy, nawet najmniejszy detal swojego dzieła, a praca w nich jest przede wszystkim pasją. Jarmarki rękodzieła pojawiają się jak grzyby po deszczu, a ich popularność systematycznie rośnie. Chętniej też korzystamy z usług rękodzielników – osób produkujących wyjątkowe, pojedyncze egzemplarze, często oferujących je w bardzo niskich cenach, bo takie są prawa rynku (i nie tylko) – przetrwa najmocniejszy (niejednokrotnie równoznaczne z „najtańszy” i/lub „największy”). Handmade opanowuje umysły, zaraża dziką pasją i porywa w nieodkryte dotąd zakamarki wyobraźni.
Bierzemy więc sprawy w swoje sprawne ręce: szukamy pomysłu/ inspiracji/ wzoru/ szablonu/ instrukcji, kupujemy/ znajdujemy niezbędne materiały, uruchamiamy kreatywność, wyobraźnię i wszystkie głęboko ukrywane talenty. Tworzymy! To my, rękodzielnicy, wyznaczamy granice naszej działalności twórczej. Działamy nieszablonowo, materializując najśmielsze projekty; otrzymujemy jedyne w swoim rodzaju efekty, satysfakcję z wykonanej pracy. Przyczyniamy się do podtrzymania tradycji regionalnych. Wypowiadamy również małą wojnę uniwersalizmowi, a co za tym idzie ujednolicaniu wzorców, począwszy od kształtów owoców i warzyw, na własnej mentalnej kondycji skończywszy.
Czy owa „wojenka” okaże się walką z wiatrakami? Czas pokaże. Jednak wymierne skutki społeczno – ekonomiczne pokazują, że niezależnie jaki będzie efekt tej batalii, warto brać w niej czynny udział.
Autor: Monika Gawanowska
Blog: Craft Maniacs